piątek, 28 marca 2014

Kartki wielkanocne 2014, wczorajszy spacer, sposób na obserwowanie bloga

Zgodnie z kolejnością z tytułu posta zacznę od karteczek. Robię je na własny użytek i w tym roku potrzebowałam sześciu. Wzory kartek pochodzą z gazetek HP i spec. wyd. Burdy. Konkretniej napisać nie mogę, bo łączyłam wzorki według własnego pomysłu. Wszystkie kolory dobierałam sama i w przeważającej większości jest to trzy nitki Ariadny. Pas-partu także zrobione własnoręcznie. W jaki sposób, przeczytacie tutaj. Kartki są proste, ale myślę, że swój urok mają : )












Wczoraj poprawiła się wreszcie pogoda i po południu wybraliśmy się z synkiem na spacer. Mieszkam w strefie buforowej  Narwiańskiego Parku Narodowego i właśnie nad Narew wybraliśmy się na tę przechadzkę. A natura zgotowała nam niespodziankę - taniec godowy Łabędzi. Piękne ptaki, więc postanowiłam Wam je pokazać. Tylko, ptaki postanowiły dostojnie odpłynąć, kiedy Piotruś i Oliwka zaczęli wznosić okrzyki radości na ich widok :) Ta dostojność, gracja, klasa, aż nabrałam ochoty, żeby wyszyć takiego pięknego ptaka. Chyba poszukam jakiegoś ładnego wzoru :)

Łabędzie na Narwi

A "nasz" bocianek też już wrócił z ciepłych krajów. Na zdjęciach widok z mojej sypialni, i gniazdo z bliższej odległości :) A także wizyty bocianów na moim podwórku w 2012 roku :)


Widok z okna mojej sypialni
Bocianie gniazdo


Sianko do budowy gniazdka - kwiecień 2012
Spacer bocianów - sierpień 2012


Ostatnio są jakieś problemy z dodawaniem się do "obserwatorów" blogów. Trudno w sieci, znaleźć jakiekolwiek informacje, dlaczego tak się dzieje. Niektórzy piszą, że to wina zmiany gadżetu GoogleFriends na Google +. Z czego, by jednak to nie wynikało, coś, co niby ma ułatwiać obserwowanie blogów (mam na myśli gadżet "Dołącz do tej witryny. Sieć znajomych w Google), nie za bardzo działa. Ja ostatnio, oprócz wspominanych na niektórych blogach sposobów, znalazłam jeszcze taki. Po zalogowaniu się na swoje konto, pojawia mi się okno PULPIT NAWIGACYJNY. Z lewej strony ekranu jest pomarańczowa LISTA CZYTELNICZA, a tuż pod nią guzik DODAJ. Gdy na niego klikniemy, otwiera się okno. Wystarczy skopiować tam adres bloga, który chcemy obserwować (dodaj z URL-a) i wybrać czy chcemy obserwować blog publicznie czy anonimowo (opcję obserwowania), na koniec klikamy guzik OBSERWUJ. I gotowe :) Dodam, że nasza ikonka pojawia się i jest widoczna na obserwowanym blogu, "zasila" grono obserwatorów na tym blogu. Jest tu trochę zachodu, ale to też pomysł, szczególnie kiedy inne sposoby zawiodą :)

Piękne słońce dzisiaj, więc pora troszkę pogrzać buźkę :) Pozdrawiam cieplutko i przypominam, że moje Candy ślubne rusza już wkrótce :)

wtorek, 25 marca 2014

Wielkanocna ozdoba - karczochowe jajko

Ależ jestem z siebie duma! Muszę się pochwalić i koniec :) Dziś stworzyłam swoje pierwsze w życiu jajko wielkanocne! Paluszki pokłute szpileczkami, ale warto było :) Powiem więcej mam ochotę na jeszcze! Ogromną pomocą posłużył mi kurs znaleziony na BazarDekoracji.pl. Moje jajeczko wykonane jest jednak nie ze wstążki, ale z prostokącików materiału (5 na 7 cm) pochodzącego ze starego kostiumu klauna :) Aż żal było nie wykorzystać takiego fajnego materiału i się doczekał :) Kwiatuszki z cyrkonią odprułam kiedyś z jakiejś bluzki, a czerwona wstążeczka z moich zbiorów. Podstawa, czyli styropianowe 12 cm jajko kupiłam w empiku za 3,99 :) Dodam, że całkiem spontanicznie i przy okazji :) Troszkę sama utrudniłam sobie zadanie, bo prostokącik materiału składałam na pół wzdłuż dłuższego boku, a następnie z tego robiłam rożek. Myślę, że jeśli zdecyduję się na kolejne jajo, to chyba użyję wstążki - będzie prościej. A tymczasem poniżej prezentuję Wam moje wielkanocne jajeczko.


Wielkanocne jajko

Wielkanocne jajko w szklanym kielichu

Na koniec dziękuję Wam za komentarze i odwiedziny :) Cieplutko witam kolejnych obserwatorów. A już 1 kwietnia 2014 zapraszam serdecznie na Candy ślubne :)

poniedziałek, 24 marca 2014

Potrawka z kurczakiem i pieczarkami

Dziś kolejny obiadek z tych łatwych, szybkich i przyjemnych. Będzie to potrawka z kurczakiem i pieczarkami. Zapraszam do wypróbowania przepisu, bo danie smaczne i stanowiące odmianę od klasycznego schabowego, mielonego, czy pieczonego kurczaka :) I nieco zdrowsze, bo nie smażone i nie tłuste :)

Zaczynamy od pokrojenia w kostkę (wielkość zależna od upodobań, u mnie mniejsze kawałeczki ze względu na synka) około 0,70 kg  piersi kurczaka (tyle ważyły dwie piersi na tacce). Wrzucamy je do garnuszka i zalewamy wodą, tak by delikatnie "przykryła" kurczaka. Dolewamy 2-3 łyżki oliwy i zaczynamy gotowanie na małym ogniu (4-6 indukcja), co jakiś czas mieszając. Do gotującego się garnuszka wrzucamy przyprawy: czerwoną paprykę w proszku, sproszkowany listek laurowy, kilka ziarenek ziela angielskiego, pieprz ziołowy, majeranek i sól. Wszystko w takich proporcjach jak lubimy :) Dodajemy, drobno posiekane, średnią cebulę i dwa ząbki czosnku. Pamiętamy o mieszaniu potrawy co jakiś czas. Gdy mięsko kurczaka staje się miękkie, dodajemy pokrojone w kostkę świeże pieczarki (0,30 kg). Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze obieram pieczarkę ze skórki, bo czasem zdarza się być gorzka. Można dodać pokrojoną w kostkę marchewkę. Można też dolać trochę wody, by powstało więcej sosu.  Dodaję 180g śmietany 18%, mieszając by się nie zważyła i jeszcze trochę gotuję. Na koniec sypię do garnuszka po troszkę mąki i mieszam, powtarzając te czynność kilkukrotnie. Mąka powoduje, ze sos w naturalny sposób się zagęszcza. Jeszcze chwilkę gotuję, cały czas mieszając, bo z maka to już naprawdę łatwo o przypalenie. I gotowe :)
Potrawka sprawdziła się zarówno z ziemniakami jak i z makaronem. I ta ostatnia wersja dzisiaj u mnie. Na głębokim talerzu mamy makaron, polany potrawką i posypany świeżym koperkiem :) Palce lizać!


Potrawka z kurczakiem i pieczarkami

Zachęcam, zapraszam i życzę smacznego!

czwartek, 20 marca 2014

Nowy projekt, nowe czytadło i porządki w niteczkach

Ostatnio pogoda nie dopisywała, więc byliśmy zmuszeni siedzieć z synkiem w domu. I tak skończyłam prezent urodzinowy dla siostrzenicy. Pokażę go, kiedy już będzie miał ramkę :) A tymczasem zaczynam nowy projekcik. Taki nieduży hafcik, zainspirowany jednym z obserwowanych przeze mnie blogów :) Więcej szczegółów wkrótce, a póki co, kilka moich dzisiejszych krzyżyków na powietrzu, na dowód, że coś się dzieje, chociaż na razie nie wiele :)




Co do czytadeł to "Zmowa drugich żon" J. Moore już za mną. Książka bardzo "życiowa", opowiadająca o czterech kobietkach - drugich partnerkach swoich facetów, z widmem tej pierwszej, za plecami :) Tak jak w życiu, nie wszystkie historie kończą się happy endem. Wiadomo koleje losu są czasem przedziwne. A swoją drogą, jakże paskudna potrafi być porzucona i zraniona kobieta! Oj lepiej nie stać takiej na drodze hehe.
A skoro "Zmowa..." zakończona, w łapki wpadła mi "Królewska Nierządnica" G. Bagwell. 


"Królewska Nierządnica" G. Bagwell

Och jak ja uwielbiam takie powieści z minionej epoki. Te opisy balów, pięknych strojów kobiecych, przejażdżki dorożkami itd. Sama bym chętnie się w takich czasach znalazła, chociaż na jeden dzień. Ok, chętnie, ale pod warunkiem, że kobiety nie byłyby traktowane tak przedmiotowo. Ten historyczny romans strasznie mi się podoba. Za mną już ponad 250 stron, czyli ponad połowa, a nawet nie wiem kiedy zdążyłam tyle przeczytać. Chociaż właściwie, to sięgam po książkę, choćby na chwilę, ciekawa losów Nell Gwynn, czyli na przykład podczas śniadania i kiedy synek bawi się po kąpieli w wannie :) Strasznie mnie ciekawi jak powieść się skończy i pewnie niebawem się tego dowiem :)

A tymczasem jeszcze na koniec pokażę moje mulinkowe zapasy (ostatnio wzbogacone o dwieście szt. z Igatex). Z racji brzydkiej pogody, była chwila, żeby je pięknie posegregować. Oczywiście mój pomocnik, Piotruś, pomagał grupować kolory. I powiem Wam, że jak na niespełna trzylatka, rewelacyjnie mu poszło i samo segregowanie, jak i nazywanie kolorów. A najlepiej szło rzucanie do góry kolorami. A jak spadały na ziemię, synek krzyczał " Mamusiu, patrz jaki prezent dla ciebie zrobiłem. To taka piękna tęcza" :) "Tęcza", która powstała później, również mu się spodobała :) Grunt, że zabawa była fajna :)



No i na koniec jeszcze tak króciutko. Chociaż szczęścia w grach i loteriach nie mam, zapisałam się na jeszcze jedno Candy Jedwabne do Kasi :) A co mi tam :)

A po drugie, ostatnio czytałam sobie o zabezpieczaniu swoich zdjęć w sieci, ręce mi opadły, ale postanowiłam chociaż podpisywać swoje prace, chociaż i to nie stanowi jakiegoś wielkiego zabezpieczenia. Tak czy siak, znalazłam w sieci bardzo prosty program do tworzenia sygnatur. Gdybyście mieli ochotę, zajrzyjcie tutaj.

Pozdrawiam cieplutko, dziękuję za Wasze komentarze.
Zapraszam też do spiżarni mego chomiczka. (Banerek także na lewym pasku). Jak tylko czas pozwala, staram się tam dorzucać coś nowego. Tylko, że ja to ja i oczywiście wszystko nie jest wrzucane na hura, tylko musi być uporządkowane i koniec!
Buzialki :)

środa, 19 marca 2014

Zakładka do książki

 Na Podlasiu kolejny szary, deszczowy, pochmurny dzień. Ale nic to grunt, to nie tracić humoru :)
Tak jak pisałam ostatnio, w sobotę, po uporaniu się z domowymi obowiązkami, zanim jeszcze zabrakło prądu, powstała zakładka do książki. Z racji tego, że było szaro i ponuro, zdjęcia z wykonania, może nie są najlepszej jakości, ale wiadomo o co chodzi, mam nadzieję. Bardzo dużo czytam, więc moja zakładka siłą rzeczy musi być solidna i trwała.

Zakładka, zaprezentowana z obu stron, wygląda tak: 




  Materiały potrzebne do zrobienia zakładki:
  • kawałek płótna (u mnie to 6x17 cm);
  • cienki kartonik ( u mnie z okładki zwykłego zeszytu, o wymiarach trochę mniejszych niż pasek płótna, tzn ok 5 cm na połowę dłuższego boku paska, czyli ok 8cm);
  • nitki do haftu (110 i 113 Bird Brand, zamówione z Igatex), kawałek wstążeczki i różyczki (u mnie wszystko w odcieniach fioletu);
  • taśma dwustronnie klejąca.



   A zakładka powstała w następujący sposób. Zaczęłam od wyszycia wzorku na płótnie. Myślałam o kwiatku, jakimś zwierzątku itd, ale skończyło się na moim, jakże uroczym ( :D ) imieniu i cytacie Umbero Eco. Dopełnienie wzoru stanowią dwie różyczki kupione w pasmanterii, przyszyte od wewnętrznej strony zakładki. Różyczki i wstążeczka nie są przypadkowe :) Pochodzą z moich ślubnych kokardek/ kotylionów :) Kiedy skończyłam hafcik, przykleiłam taśmę dwustronnie klejącą z jednej strony kartonika i przykleiłam go w połowie dłuższego boku płótna. W taki sposób jak widać na zdjęciu, zostawiając troszkę odstępu od brzegów materiału, na obszycie zakładki.



 Następnie czynność powtórzyłam dla drugiej strony kartonika. Kiedy obie części były już przyklejone, zaczęłam ręczne obszywanie zakładki dookoła, ściegiem owerlokowym. W jeden z krótszych boków, pomiędzy kawałki płótna włożyłam wstążeczkę. I gotowe :)

Zakładkę przetestowałam i sprawdza się :) Oj posłuży mi, posłuży. A nawiązując do wykorzystanego cytatu, myślę, że niejedno życie razem przeżyjemy :)

Pozdrawiam i życzę miłego dzionka :)

poniedziałek, 17 marca 2014

Igielnik po mojemu :)

   Och co to był za (troszkę nietypowy) weekend! W sobotę popsuła się pogoda - zimno, deszcz, no i najgorszy ze wszystkiego paskudny wiatr. Tak wiało, wyginało te biedne drzewa, że strach było wyglądać za okno :( A po południu wichura uszkodziła widocznie linię elektryczną, bo nie mieliśmy prądu. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :) Zjedliśmy z mężusiem i synkiem kolację przy świecach, a potem całą rodzinką zasiedliśmy na kanapie i opowiadaliśmy historie, recytowaliśmy wierszyki i śpiewaliśmy wszystkie piosenki z bajek i inne dziecinne, jakie tylko nam do głowy przyszły :) W dzisiejszych czasach nie za często zdarzają się takie właśnie chwile, a szkoda, bo naprawdę bardzo fajnie spędziliśmy czas :) 

Natomiast w piątek, mąż wrócił wcześniej z pracy, więc miałam chwilkę dla siebie i stworzyłam swój Igielnik. Ponieważ mam ciekawskiego trzylatka w domu, sprawę musiałam przemyśleć. Zwykła poduszeczka na igły nie wchodziła w grę, bo mimo, że staram się zawsze trzymać igły, nożyczki itd poza zasięgiem łapek Piotrusia, to wiem, że lepiej dmuchać na zimne :) I tak wpadłam na pomysł wykorzystania do tego pudełka. Nie znaczy to, że synek nie poradziłby sobie z jego otwarciem, gdyby mu jakimś cudem Igielnik wpadł w łapki :) Po prostu zajęłoby mu to więcej czasu, potrzebnego dla mnie, by mu to pudełeczko odebrać :)
Mój mężuś, kiedy pokazałam mu Igielnik podsumował mnie zdaniem "Moja pani perfekcyjna " i całuskiem hehe.  Prawda, nie prawda, sami oceńcie :)


Igielnik po mojemu

Jeśli kogoś zainteresował mój pomysł zapraszam, do dalszego czytania, a dowiecie się jak go zrobiłam.


Materiały do wykonania Igielnika

 Do wykonania mego Igielnika jak widać na zdjęciu wykorzystałam:
  • poduszeczkę uszytą z turkusowego "koszulowego" materiału (pochodzącego ze starej tuniki) wypchaną dość ciasno watą. Poduszeczka ma rozmiar troszkę mniejszy, niż rozmiar dna pudełka. (W moim przypadku to 9x9 cm);
  • wstążka materiałowa w podobnym kolorze co poduszeczka, na tyle długa, by owinąć nią pudełko i zawiązać kokardę. (W moim przypadku to ok 60 cm i szerokość 3 cm);
  • kawałek płótna, na którym wykonałam haft (W moim przypadku to 9,5x9,5 cm), nici (turkusowy kordonek), dodatki do haftu (turkusowa różyczka);
  • pudełko z pokrywką (W moim przypadku to pudełko po ulubionych lodach);
  • taśma dwustronnie klejąca.

Zaczęłam od wyszycia wzorku na płótnie. Wykonałam na środku kwadracika napis, a tuż nad nim dwa listki, w takiej odległości od siebie, aby zmieściła się między nimi różyczka. Następnie obszyłam dookoła kwadracik ręcznie ściegiem owerlokowym.
Następnie okleiłam dokładnie taśmą dwustronnie klejącą pokrywkę pudełka (jej zewnętrzną część) i przykleiłam do niej wcześniej wykonany hafcik.



Teraz pora na pudełko. W jego wnętrzu (na dno) przykleiłam kawałek taśmy dwustronnie klejącej, a na niej poduszeczkę. Następnie okleiłam dookoła pudełko z zewnątrz, już cieńszym paskiem taśmy. A późniejpasek ten, "zakryłam" wstążką, przyklejając ją po kawałeczku. Tak, by z przodu pudełka zostały dłuższe końce wstążki, potrzebne do zawiązania kokardy.













 Dodatkowo pudełko, które wybrałam ma takie specjalne "okienko" dla łatwiejszego otwierania. "Ukryłam" je pod kokardą, tak by, wspomniany wcześniej Synek - Ciekawostek, miał jeszcze bardziej utrudnione zadanie, gdyby Igielnik wpadł mu w łapki :)




Na koniec wbiłam w poduszeczkę igły i gotowe :) W moim Igielniku jest tyle miejsca, że spokojnie zmieszczą się igły, szpilki i agrafki :)


Igielnik z "wyposażeniem"



Chyba dłużej zajęło mi fotografowanie i opisanie krok po kroku Igielnika, jak samo jego zrobienie :) Zapraszam, do spróbowania :)

A w sobotę, po uporaniu się z domowymi obowiązkami, udało mi się zrobić (nareszcie!) zakładkę do książki, ale o tym następnym razem :) 

Pozdrawiam i dziękuję za miłe komentarze. Mój blog ma już ponad tysiąc wyświetleń. Strasznie mi miło, bo to dzięki Wam :)

czwartek, 13 marca 2014

Ostatnie krzyżyki na "Hosi", nowe czytadło

   Od kilku dni u nas piękna pogoda. Synek nawet przez sen majaczy coś o piaskownicy, więc chciał nie chciał, większość czasu spędzamy na podwórku. A więc Piotruś do piaskownicy, a ja przed domek na słoneczko :) Ależ przyjemnie się wyszywa na świeżym powietrzu, gdy słonko grzeje buzie :) I takim sposobem wykrzyżykowałam całą "Hosię", na prezentowej wyszywance dla mojej siostrzenicy. 

Prezencik dla Oliwki

 Planuję jeszcze obwódkę postaci, kwiatuszki wokół i oczywiście obowiązkowo, różową ramkę :) Zdjęcie zrobiłam w pełnym słoneczku, na schodach przed domem.

A tymczasem, z racji choróbska, które nie za bardzo daje spać, zakończyłam czytanie "Mefisto i ja" L. Chater i powiem Wam, że naprawdę fajna powieść. Nie spodziewałam się, że skończy się tak jak skończyło :) Cała książka to takie zestawienie młodości ze starością. No i jeden wniosek mi się nasuwa, a mianowicie, że nawet pakty z diabłem nigdy do końca nie dadzą nam tego, czego byśmy chcieli :) Naprawdę dobrze mi się ją czytało i polecam. A tymczasem zaczęłam nową lekturę, a mianowicie "Zmowa drugich żon" J. Moore.  Jak na razie za mną nie wiele, bo zaledwie trzydzieści stron (a ma ponad 300), ale zdarzyło się już "zadziać" troszkę i dobrze się czyta, więc myślę, że nie długo dowiem się jak opowiadanie się kończy :)

"Zmowa drugich żon" J. Moore.

Pozdrawiam i ślę Wam kawałeczek pięknego słonka, które u mnie świeci :)

Uwaga!

 Jest mi niezmiernie miło, że jesteście tu ze mną i bardzo dziękuję za poświęcony czas :) Zawsze czytam wszystkie Wasze komentarze i staram się każdemu odpowiedzieć na pozostawione słowa. Jeśli macie ochotę, wracajcie do moich odpowiedzi pod komentowanymi przez Was postami :) Zapraszam serdecznie :)

wtorek, 11 marca 2014

Polowanie na króliczka :)

Choróbsko jak męczyło tak męczy, ale nie dam się i koniec :) Wręcz przeciwnie - poprawiam sobie humor jak mogę :)

Po pierwsze postanowiłam zapolować na króliczka i zapisałam się na CANDY u Szarlotki! :)


To moje pierwsze candy, bo chociaż wcześniej czytałam sobie to tu, to tam piękne blogi, to sama oficjalnie w blogowym świecie jestem od stycznia tego roku. A nóż widelec się uda :) Próbować zawsze warto, a że króliczek słodziutki to tym bardziej!

Po drugie humorek poprawiła mi moja Siostrzyczka Dobra Duszyczka i podarowała mi trzy książeczki. Na awaryjne sytuacje (czytaj kiedy zasoby tych wypożyczonych z biblioteki się wyczerpią). 



A po trzecie zaraz zasiądę do swoich wyszywanek, bo mam jeszcze chwilkę zanim trzeba będzie kąpać Malutka :) Pozdrawiam cieplutko!

poniedziałek, 10 marca 2014

Urodzinowy prezent dla siostrzenicy - start, choróbsko oraz "diabelskie" czytadło

   Choróbsko, a kto cie do mnie zapraszał? No ja na pewno nie, ale wzięło i przylazło niestety. Taka ładna pogoda, a tu człowiek na oczy prawie nie widzi i z nosa kapie :( Czuje się o trochę tak jak Prosiaczek, na tym obrazku znalezionym w internecie...



Nic to, trzeba się wziąć w garść - w końcu mamy nie chodzą na chorobowe, bo czasu nie mają :)

Jakiś czas temu pisałam o planach stworzenia wyjątkowego prezentu dla mojej małej siostrzenicy. Kto nie czytał, a ma ochotę dowiedzieć się więcej zapraszam tutaj. Projekt powstał już w styczniu, ale dopiero biorę się do roboty. Pewnie dlatego, że urodzinki Oliwki są dopiero w połowie kwietnia, no a sam haft prosty. Czekałam też na kolorki i ostatnio przyszły zamówione mulinki i zaczęłam działać. Jak na razie nie ma czym się chwalić, ale już pokażę początki, żeby nie być gołosłowną :)

Wyszywana "Hosia"


Nieco wcześniej powstała natomiast szyta wersja "Hosi" - no przyznam, że nieco inna niż oryginał, ale przeszła test Isi, więc chyba najgorsza nie jest. Uszyłam ją ręcznie, ze starej bluzki. Użyłam, też kawałki tasiemek: różowej ze wspomnianej bluzki i białej zachomikowanej wcześniej w moich zbiorach. Często jest tak, że Ika śpi ze swoją "Hosią", a z tą szytą układa do snu mamę :)



"Hosia" uszyta przeze mnie


Co do czytadła to za mną już "Wilki w modnych ciuszkach" C. Karasyov, J. Kargmon. Książka tak jak pisałam wcześniej lekka i przyjemna i szybko mi się przeczytała. Tak jak i kolejna, czyli "Kobietki. Laura" S. Manning, która opowiada o świecie modelingu. Laura - główna bohaterka, wygrywa reality show 'Chcę być modelką' i tak zaczyna się jej przygoda z modelingiem. Tylko, że dziewczyna ma trochę inne wyobrażenie o tym świecie i rzeczywistość szybko "stawia ją" do pionu. Oczywiście wszystko kończy się dobrze :) 

"Kobietki. Laura" S. Manning

A teraz zaczęłam czytać kolejną książkę. Tym razem to "Mefisto i ja" L. Chater. Głowna bohatera zawiera pakt z diabłem. Dostaje szansę przeżycia dodatkowych lat. Starsza pani staje się nagle młodą, piękną i atrakcyjną kobietą. Ale diabeł jak to diabeł, nie do końca uczciwie wywiązuje się z umowy. Zastanawiam się jak ta historia się skończy. Póki co za mną 125 stron.


"Mefisto i ja" L. Chater

Życzę udanego dzionka, idę skorzystać ze słoneczka :) Buziaki, albo nie bo zarażam!

sobota, 8 marca 2014

Pralinkowo - kwiatowy Dzień Kobiet


 Marzec wyjął grosik srebrny,
Teraz będzie mu potrzebny.
Do kwiaciarni marzec pobiegł,
Kupić bukiet na Dzień Kobiet!

Wielu wspaniałych inspiracji i czasu na rozwijanie pasji!
Wszystkiego najpiękniejszego Drogie Panie :)

Pralinkowo - kwiatowy Dzień Kobiet

U mnie dzisiaj miły dzionek. Od mężusia i synka dostałam życzenia, buziaczki i kwiatuszek, a od teścia praliny :)

Ale też i pracowity był ten dzionek, jak to sobota. Oprócz takich typowych porządków w domu,dokończyłam wreszcie prace przy moim rabatko - skalniaczku. Oczywiście na razie to tylko takie porządki po zimie, bo na sadzenie kwiatuszków jeszcze troszkę za wcześnie. Chociaż już wychylają się z ziemi dzwoneczki, tulipany i narcyzki :) A z tym moim rabatko - skalniaczkiem to było tak. Nasza działka leży na takim gliniasto - żwirowym terenie. I choćbyśmy nie wiem jak się starali zbierać kamienie, one niemal rosną w oczach! A zresztą zebrać to jedno, ale co dalej? Złościłam się, szczególnie jak kosiarka strzelała tymi kamieniami na prawo i lewo. A potem pomyślałam sobie, że ludzie płacą przecież ciężkie pieniądze, żeby mieć kamienne ogrody. Jak nie możesz pokonać, to się przyłącz :) I tak powstał pomysł otoczenia drobnymi kamieniami domu, a z tych większych powstał mój skalniak. Oczywiście ta brukowana otoczka skalniaka to również moja robota :) Namęczyłam się straszniście, ale warte to było efektu końcowego. Na razie musicie uruchomić wyobraźnię, ale jak tylko moje kwiaty (zapasy nasion już gromadzę) zakwitną na pewno pokażę jak to wszystko wygląda. Dumna z siebie jestem już teraz, to się pochwalę. Póki co widok jeszcze taki wczesnowiosenny.





























No to teraz uciekam na jakąś godzinkę do swoich haftowanych krzyżyków, zanim przyjdzie pora na kąpielkę synka :) Miłego wieczorka!

środa, 5 marca 2014

Haftowane kwiaty


Dziś u nas od rana siąpi deszczyk, więc niestety jesteśmy z synkiem skazani na siedzenie w domu, przynajmniej na razie. Korzystając z okazji, że synek ogląda swoje kochane traktorki, ja uciekłam tu do Was. 

Dziś będzie o moich krzyżykowych kwiatach. Oprócz "Róż w koszu" z ostatniego posta powstały jeszcze trzy prace o tematyce kwiatowej. 
   Jako pierwsze powstały "Herbaciane róże". Kupiłam w pasmanterii gotową kanwę z nadrukiem i dobrałam kolory Ariadny (nie pamiętam już jakie były w oryginale). Zaczęłam wyszywać i nawet nie wiem dlaczego, po jakimś czasie pracę nad tą wyszywanką porzuciłam. Trochę denerwował mnie ten nadruk, bo dopiero przy wyszywaniu zwróciłam uwagę, że niektóre kolory się zlewały i trzeba było pruć. No i tak praca sobie leżała gdzieś u mamy na strychu w jednym z kartonów. Przypomniałam sobie o niej kiedy zbierałam i pakowałam wszystkie swoje rzeczy w ramach przeprowadzki. Tym samym pracę odkryłam na nowo, dobrałam jeszcze raz nitki i o dziwo całkiem fajnie i szybko mi się ją skończyło xxx. Wychodzi na to, że czasem warto odłożyć pracę na później, bo jak mówią z niewolnika nie ma robotnika :)

Herbaciane róże

Druga praca z motywem kwiatowym powstała naprawdę bardzo szybko. "Margaretki przy dzbanie" pochodzą z HP 5/2006. Przy doborze części niteczek skorzystałam z tabeli kolorów dołączonej do wzoru, a te numery, których nie miałam dobrałam sama. Skorzystałam z Ariadny, a biel z rozpuszczonego sweterka :) Praca naprawdę fajnie mi się wyszywała. W którejś z kolejnych HP znalazłam też fioletowy dzban, również z kwiatowym motywem - może też kiedyś powstanie do kompletu?

Margaretki przy dzbanie


Jako ostatnie powstały "Fioletowe kwiaty". Tak naprawdę to moja nazwa, bo wzór pochodzi, z którejś z szydełkowych gazetek. Praca powstała jako przerywnik podczas wyszywania innych prac. Kolory dobierałam sama, wykorzystując końcówki mulinek. Tak naprawdę to nie wiem czy praca mi się podoba czy nie, ale dołączyła do mojej ściennej galerii :)

Fioletowe kwiaty

A tymczasem pogoda się poprawiła, więc może pora na podwórko? Pozdrawiam :)