środa, 29 kwietnia 2015

Metryczkowo, książkowo, rocznicowo :)

   Jeszcze wczoraj mieliśmy taką piękną pogodę, a dziś deszczowo, pochmurno i wietrznie. Ale deszczyk też jest potrzebny, wszystko niemal w oczach rośnie! A i nam od tego słonka przyda się odrobina wytchnienia. Za to na "majóweczkę" zamawiam słonko!

    A propos rośnięcia, to "rośnie" także hafcik. Naprawdę fajnie mi się go wyszywa, więc wyhaftuje go chyba szybciej niż się spodziewałam, a potem grzecznie sobie poczeka na malucha :) Pojawiły się nowe pomysły na wykończenie, ale zobaczymy czy koncepcja się nie zmieni, zanim postawię ostatnie krzyżyki :)







   Tymczasem czytelniczo wpadła mi w łapki " Nierozważna narzeczona" S. Laurens, czyli kolejna powieść z cyklu "Czarnej Kobry". Niedawno czytałam już jedną z nich, czyli "Zuchwałą narzeczoną". Ta obecna utrzymana jest w podobnym klimacie. On dzielny, mężny, odważny. Ona niezależna i twardo stąpająca po ziemi, wiedząca czego chce. Łączy ich zrządzenie losu i namiętność. A w całość wplata się jeszcze wątek iście kryminalny. Aż sama nie mogę doczekać się zakończenia opowieści :)







    Na koniec dodam, że jutrzejszy dzień jest dla nas (mam na myśli siebie i męża) bardzo ważny! Czas leci jak szalony i właśnie jutro będziemy obchodzić piątą ("drewnianą") rocznicę ślubu! Oj, kiedy to minęło? Chociaż tak naprawdę w lipcu minie 14 lat razem, pół naszego życia :)



 "Każdego dnia" Mesajah

Każdego dnia, dziękuję Bogu za to, że Cię mam,
Za to, że jesteś przy mnie bym nigdy nie czuł się sam,
Każdego dnia, nadajesz memu życiu nowy sens,
Z Tobą mogę iść po jego kres.
 
Bo bez Ciebie życie traci sens jakikolwiek,
Bez Ciebie nie mogę nawet w nocy zmrużyć powiek.
Każdy dzień i każdą noc chcę być tylko przy Tobie,
(...)
Więc kochaj mnie nie tylko dla przyjemności,
Z Tobą chcę być już do końca, aż po sam grób.
Ja Tobie oddaję się w całości i zrobię dla Ciebie ile tylko będę mógł.

Bo chcę być częścią Ciebie, jak Ty jesteś częścią mnie,
Chcę Tobie poświęcić me życie, tylko z Tobą dzielić się.
Ja jestem tylko Twój i tylko do Ciebie należę, już na zawsze będę kochał Cię.
Twoje gorące ciało mnie rozpala, że aż płonę,
Ja uwielbiam kiedy nasze ciała są złączone,
Uwielbiam kiedy cały w Twoich objęciach tonę,
(...)

I kocham Twój delikatny dotyk jak aksamit,
Kocham, gdy oddajesz mi w całości się nocami,
Kocham kiedy obsypujesz mnie pocałunkami,
Nie do opisania jest uczucie między nami.
Bo moja miłość do Ciebie nie zna granic,
Nigdy Cię nie oddam na Świecie nikomu za nic.
 Ja słucham Twoich rad, dla Ciebie staram pozbyć się wad,
Bo wokół Ciebie kręci się cały mój Świat.

Z ostatniej chwili:

Właśnie zawitał do mnie pan listonosz i przyniósł cudowną niespodziankę - karteczkę od Danusi Kielar! Kochana, jest przepiękna i oboje z Grzesiem z całego serduszka dziękujemy i za nią samą i za pamięć i za piękne życzenia. Będziemy mieli piękną pamiątkę naszego święta! Ja oczywiście się poryczałam ... I chwalę się, bo duma mnie rozpiera :)






Pozdrawiam Was serdecznie i życzę udanej "majóweczki" :)


 

piątek, 24 kwietnia 2015

Piątki z Kurą Domową (35) - Roladki z piersi kurczaka

   Dziś kolejna prosta propozycja na obiadek. Wbrew pozorom, nie ma nic skomplikowanego w jego przygotowaniu. Roladki, na które Was dziś zapraszam,można w dodatku "nadziewać" na wiele sposobów, mogą więc za kazdym razem smakować inaczej.

   Zaczynamy od rozbicia piersi z kurczaka na cieniutkie "placki". Ja rozbijałam mięsko przyprawiając jedynie solą i pieprzem ziołowym. Tak przygotowane piersi wkładamy na godzinę do lodówki. Można tego nie robić, ale zimne mięsko łatwiej się zawija.
Po tym czasie na każdy kawałek mięsa układam (tak jak na zdjęciu obok) plasterek żółtego sera, kilka kosteczek masła, pokrojone drobno marynowane pieczarki. Całość zawijam w roladkę, tak by, także brzegi były zakryte (żeby nic ze środka roladki nie wyciekło). 
Uformowane w ten sposób roladki najpierw obtaczam w mące, następnie w roztrzepanym jajku, a na koniec w bułce tartej
Roladki smażę na dobrze rozgrzanym, głębokim tłuszczu (olej rzepakowy, łatwiej się odsącza), na średnim ogniu, często przewracając, by mięsko w środku nie było surowe, a na zewnątrz się nie przypaliło. By tłuszcz nie pryskał wystarczy, że go delikatnie ... posolimy :). Jeśli roladkę ułożymy zwijanym końcem w dół, ładnie się zapiecze, czyli "zamknie", więc rozwinięcie przy przewracaniu już nie grozi.
Smażenie porcji zajmowało mi około 20 min. 
Po usmażeniu roladkę wyciągam na papierowy ręcznik, który wchłonie zbędny tłuszcz, chociaż tak naprawdę wiele go nie ma.

Taką roladkę można podać z ziemniaczkami, albo kaszą gryczaną i oczywiście z ulubioną surówką :)

Tak jak pisałam roladkę można w dodatku "nadziewać" na wiele sposobów, zamiast marynowanych pieczarek może to być ogórek konserwowy, papryka, świeża natka pietruszki z masełkiem, pieczarki smażone z cebulką, a nawet suszona śliwka, czy rodzynki, jeśli ktoś lubi.




Życzę Wam samych smakołyków i udanego weekendu!

środa, 22 kwietnia 2015

Nowy projekt, czytelniczo - wakacje z piekła rodem i "zaskakujaca" poczta :)

   Uwielbiam moment, kiedy siadam przy czystej kanwie, obok zgromadzone nitki, igiełka stawia pierwsze krzyżyki i ruszam z nowym projektem. Tak właśnie było niedawno, a mój nowy projekcik, to metryczka. Wzorek już kiedyś haftowałam dla swojej chrześniaczki. Hafcik powstał wtedy na białej kanwie gobelinowej, trzema nitkami Ariadny, z całkowicie haftowanym tłem. Teraz wyszywam na beżowej Aidzie 16, mieszanką Ariadny i B. Brand (nieco inne kolory). Mam też zamiar zmienić kolor napisów. Aż sama jestem ciekawa efektu końcowego. Póki co wyszywa się bardzo fajnie i dobrze, bo w planach na ten rok jeszcze jedna metryczka :)


 






Obecnie kończę czytać "Camping story" E. Kennedy - opowieść o corocznych, wakacyjnych wyjazdach pewnej rodziny. Co roku z nowymi nadziejami, rodzice wraz z córką, planują podróż, a każdy wyjazd, czy to pod namiot czy to do hotelu czy domku, kończy się katastrofą. Historia prawdziwa, ale niemal nieprawdopodobna. To tak jakbyście zebrali najgorsze wakacyjne wspomnienia wszystkich swoich znajomych i znajomych znajomych. Wspomnianej rodzinie przytrafia się dosłownie wszystko; huragany, burze i ulewy, zatrucia pokarmowe, dziwaczni ludzie, dzikie zwierzęta, tonące łodzie, mrówki itd. Totalny i niesamowity pech! Niemniej powieść jest zabawnie napisana z perspektywy dziecka, które w tym wszystkim uczestniczy i naprawdę książkę polecam. Szczególnie tym, którzy uważają, że ich kolejne wakacje nad jeziorem czy "pod gruszą", wydają się niewypałem. Wierzcie, okazuje się, że może być gorzej :)

   A na koniec posta jeszcze kilka słów o naszej Poczcie Polskiej. Może "nie ruchliwa, ale..." za to jaka sumienna w wykonywaniu obowiązków! Wczoraj odwiedził nas Pan Listonosz i z dumą wręczył kopertę. A w kopercie? Karteczka wielkanocna! Żeby nie było, nadana w jednym z polskich miast, 450 km ode mnie :) Niemniej karteczka przepiękna, cudownie wyhaftowana hafcikiem płaskim przez Weronikę. Kochana bardzo Ci dziękuję i za pamięć i za serdeczne życzenia, bo takich nigdy dość, czy to w święta , czy na codzień :) Tak czy siak, wspaniała niespodzianka i radosna wiadomość, bo jednak karteczka nie zaginęła!
A więc "niech żywi nie tracą nadziei"! Przesyłki wysłane naszą pocztą jednak dochodzą do adresata, no kiedyś na pewno :)

Tym optymistycznym akcentem kończę i pozdrawiam Was serdecznie! 
Pora na dawkę słońca, którego dziś u nas nie brakuje :)

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Hipopotam ABC - podsumowanie wspólnego haftowania :)

   Pogoda na Podlasiu szaleje i nie odpuszcza. Dziś wichura, a w sobotę - grad.Trochę mam już tego dosyć, a najbardziej to chyba nudzi się Piotrek, bo to ani do piaskownicy ani na rower. 
A właśnie! Mamy kolejny sukces na koncie - Piotruś sam jeździ rowerem bez bocznych kółek. A najlepsze, że "załapał" w ciągu kilkudziesięciu minut! Oczywiście jeszcze sporo "treningów" przed nami, między innymi zawracanie czy skręcanie, ale dumna jestem niesłychanie :) Każdy, kto ma dzieciaki, wie, jak takie sukcesy cieszą :)


   A tymczasem końca dobiegło moje wspólne wyszywanie Hipopotamka ABC. Cieszę się, że miałam towarzystwo Agnieszki Ka i Iwy i dziękuję Wam Dziewczyny za zabawę. 
Mój hafcik już widzieliście na blogu, a kto ma ochotę zajrzeć jeszcze raz, zapraszam tutaj.
Zajrzyjcie także koniecznie na chwilarelaksu123.blogspot.com, by zobaczyć wersję Agnieszki, która z zabawy się wywiązała. Hafcik będzie urodzinowym prezentem dla jej synka :) I sama wersja Agnieszki i sposób wykorzystania jest odmienny od oryginału, a to akurat się chwali. Autorka wyhaftowała alfabet półkrzyżykiem, zrezygnowała z konturów i pięknie, równo wykończyła całość.
Agnieszko proszę Cię o adresik na @, żebym mogła wysłać paczuszkę, w podziękowaniu za Twój udział w zabawie :)
Od Iwy nie dostałam niestety żadnej wiadomości, ale wiem, że ostatnio miała wiele na głowie i na pewno nie były to hipopotamki. Całe szczęście, że już jest dobrze i oby tak dalej Iwuś :)

Dziś to na tyle Kochani. 
Dziękuję Wam za ciepłe słowa i za to, że jesteście. 
Do zobaczenia w środę, a wraz z nią mój nowy projekcik :)

piątek, 17 kwietnia 2015

Piątki z Kurą Domową (34) - Biała kiełbasa pieczona z musztardą i cebulką w piwie.

    Podczas tegorocznych Świąt Wielkanocnych postanowiłam przygotować, coś nowego. Padło na przepis, który proponowała Biedronka w jednej ze swoich gazetek. Oryginalny przepis znajdziecie tutaj, a ja nieco go zmieniłam, pomijając miód i zmieniając proporcje. Dziś zapraszam na białą kiełbasę pieczoną z musztardą i cebulką w piwie.

Oto składniki:

- 1,5 kg białej kiełbasy
- 4 duże cebule
- słoiczek musztardy francuskiej (to ta z kuleczkami gorczycy)
- olej rzepakowy do podsmażenia cebuli
- sól, pieprz ziołowy do smaku
- 3/4 szklanki piwa


Cebulkę pokroiłam w piórka i podsmażyłam na patelni, na rozgrzanym oleju, do zeszklenia. Pod koniec smażenia doprawiłam solą i pieprzem ziołowym, a następnie przełożyłam do dużego naczynia żaroodpornego. Na cebuli ułożyłam kiełbasy, podlałam piwem, a na wierzch wyłożyłam musztardę. Piekłam w piekarniku nagrzanym do 180*C, około 1,5 godz (na górnym i dolnym zapiekaniu) do zarumienienia.

Podczas pieczenia wszystkie składniki fajnie przenikają się smakami, a cały alkohol z piwa odparowuje. Kiełbaska przygotowana w nieco odmienny sposób i dodatkowo robi się ją wyjątkowo szybko!

Niestety zdjęcia nie zrobiłam, w ferworze przygotowań, więc posiłkuję się tym z oryginalnego przepisu, ale zapewniam, że moja kiełbaska wyszła bardzo podobnie.


(Źródło zdjęcia)

Życzę smacznego i udanego weekendu, chociaż pogoda podobno nie będzie za ciekawa!

środa, 15 kwietnia 2015

Mała zbieranka i czytadełko (WDiC)



    Na Podlasiu ekscesów pogodowych ciąg dalszy. W sobotę takie mega słońce, że pokusiliśmy się na pierwszego w tym roku grilla - jak te kiełbaski smakowały! Już następnego dnia wichura, deszcz z niewielkimi przebłyskami słońca i tak do dziś. Ale udało mi się posadzić pierwsze kwiatuszki na moim kamiennym ogródku i tylko czekać kiedy będzie wyglądał jak w ubiegłym roku :)
   A tymczasem w ubiegłą środę zaczęłam nowy krzyżykowy projekt - tym razem metryczkę. Co nieco  z kanwy już wygląda, ale o tym może następnym razem. Dziś, tak jak w tytule,  "zbieranka", czyli jeszcze troszkę poświątecznie, a troszkę rocznicowo :)
   Zmodyfikowałam nieco jajeczko dla babci dodając różyczki i napis i zmieniając wstążkę na białą. Wyszło jakieś takie bardziej klasyczne. A kurczaczek, który pierwotnie miał zdobić serwetkę do koszyczka, trafił na kartkę wielkanocną. Wzorek pochodzi z HP 3/2011. Oczywiście nie obyło się bez zmian kolorystycznych i rezygnacji z żonkila, który nie zmieściłby się na karteczce. Ale efekt jest całkiem fajny i karteczka spodobała się Obdarowanym :)


  

   Ostatnio także, wraz z Koleżankami od miotły, obchodziłyśmy rocznicę istnienia. Stąd słodziutkie prezenty i wymiankowa karteczka, które dostałam, po lewej (Anetko dziękuję jeszcze raz ;p). Tę zieloną karteczkę, po prawej, przygotowałam natomiast dla mojej pary w wymiance - Beaty. Przy okazji zapraszam do zajrzenia na Jej pachnący nowością blog :)











 "Zbieranka" pokazana, więc zostało już tylko czytadło, jak to na środę przystało. Po tygodniowej niemal, czytelniczej abstynencji (pomijając bajki czytane Piotrusiowi codziennie) bo jakoś nikomu po drodze do biblioteki nie było, dosłownie "dopadłam" nową książkę. Tym razem to "Zamiana miejsc" J. Green. Książka rewelacyjnie wciąga - zaczęłam po południu w poniedziałek a już mam za sobą 200 stron :) Historie bohaterów są ciekawie opisane, że czytajac je, masz ochotę dowiedzieć się co dalej. 
I tu posłużę się słowami Autorki z pierwszej strony powieści: " Właściwie historia, którą zamierzam opowiedzieć, to ogóle nie jest opowieść o miłości. Jeśli jest to w ogóle opowieść o czymkolwiek, to o prawdziwym życiu. O tym jak wszystkim nam się wydaje, że wiemy dokładnie, czego potrzeba nam do  szczęścia, co jest dla nas dobre, co zapewni nam szczęśliwe zakończenie, a także o tym, że życie rzadko układa się zgodnie z naszymi oczekiwaniami (...) Nasza z kolei wizja raju może okazać się piekłem dla kogoś innego."  
Jedna z bohaterek jest redaktorką poczytnego czasopisma dla kobiet. Jednak jest samotna i nie marzy o niczym innym, jak o domku na wsi, mężu i dzieciach, psie biegającym po ogrodzie. Druga, natomiast, ma to wszystko i chętnie, chociaż na miesiąc, zostawiłaby to za sobą, zamieniając swoje życie na życie samotnej kobiety. Typowe "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma" ? Aż sama nie mogę doczekać się zakończenia powieści :)

Ja już uciekam do tamborka i metryczki na nim. 
Pozdrawiam Was serdecznie!

PS: Iwa, Agnieszka przypominam, że do 19 kwietnia czekam z niecierpliwością na zdjęcia Waszych Hipopotamków ABC :)

środa, 8 kwietnia 2015

Poświątecznie, twórczo i czytelniczo (WDiC)

   Jak tam Kochani po świętach? Dla mnie jak zwykle za szybko minęły. Kiedy wyszli ostatni goście, posprzątałam ze stołu pozostałości smakołyków, pozmywałam naczynia i zrobiło się tak pusto, że aż smutno. Ale ja, jak to ja, jak zwykle szukam pozytywów w całej sytuacji, a ich przecież nie mało! Lodówka nadal pełna pyszności (po obiadek tylko sięgasz, a nie gotujesz), podobnie jak szafka ze słodkościami, dzięki uprzejmości zajączków :) No i jeszcze oko cieszą piękne kartki. Tą od Danusi chwaliłam się ostatnio, a te dwie obok dotarły do mnie od Eli i Ewy. Wszystkie bardzo cenne dla mnie i dziękuję Kochane Moje Kobietki z całego serduszka i za same kartki i za pamięć i za te wszystkie ciepłe życzenia :) Wraz z tymi karteczkami, znalazłyście miejsce przy moim wielkanocnym stole :)
   A propos stołu. W tym roku synek po raz pierwszy niósł koszyczek do świecenia. Sami rozumiecie, że koszyczek musiał być wyjątkowy. W zamiarze miałam wyhaftowanie serwetki z kurczakiem, ale w ferworze przygotowań, mimo szczerych chęci, nie udało się skończyć haftu, nie mówiąc już o obszyciu samej serwetki. Niemniej kurczaka skończyłam wczoraj i mam już pomysł na wykorzystanie go, ale o tym następnym razem. A tymczasem na koszyczek znalazłam taki oto sposób.







   Jestem z siebie niesamowicie dumna. Wyszło troszkę na ludową nutę, ale nowocześnie, bo w myśl recyclingu z przymrużeniem oka :) Koszyczek (jedyna nowa rzecz w całym projekcie) zakupiłam w tym roku w "Biedronce" (ogromny plus, że produkt polski). Serwetkę dostałam kiedyś i ten specyficzny haft ujął moje serduszko. Rafią była przewiązana szydełkowa serwetka, którą dostałam na imieniny od Ewy. A czerwona wstążka przewiązywała kocyk, który kupiliśmy synkowi. Koraliki, to pozostałości dawnych korali (może mamy czy babci - nawet nie wiem). Bukszpan z mojej działki, własnoręcznie sadzony parę lat temu :). Znalazłam bardzo fajny i prosty kursik w internecie na jednym z blogów i kwiatki niemal same się zrobiły :) Autorce kursiku wielkie dzięki :) No a pomysł na resztę jakoś sam w główce się narodził :) Koszyczek może prosty, ale urok swój ma.
Ze święconką wyruszyliśmy całą rodzinką. Piotruś osobiście z dumą (takie ważne zadanie dostał) niósł koszyczek, krokiem ślimaczka co prawda, ale nic z koszyczka nie wypadło. Tylko raz się zasmucił, że się serwetka przekrzywiła :) Synek powiedział, że nasz koszyk był najpiękniejszy, babci się pochwalił, że mama sama zrobiła i zapowiedział, że za rok znowu on będzie koszyczek niósł :)

Post zrobił się długaśny, a tu jeszcze książka czeka. Tym razem to "Kolor herbaty" H. Tunnicliffe. Książka bardzo fajna, opowiadająca głównie o kobietach, ale oczywiście pojawiają się i mężczyźni, chociaż w zasadzie drugoplanowo. To opowieść o uczuciach różnych kobiet różnych narodowości. O zagubieniu w obcym kraju, samotności nawet wśród najbliższych, niemożności bycia matką mimo ogromnych chęci, o stosunkach pomiędzy pokoleniami kobiet w rodzinie i o pogmatwanych relacjach z mężczyznami. Opowieść o zmianach, także tych dotyczących charakteru postaci. A wszystko to okraszone i przesiąknięte niemal, smakiem makaroników, czyli małych francuskich ciasteczek. Warto dotrwać do ostatniej strony i przekonać się jak kończy się ta historia :)




Już Was nie męczę i uciekam :) 
Pozdrawiam serdecznie, życząc dobrego dnia :)

środa, 1 kwietnia 2015

Co z tą pogodą? Kurczak i czytadła (WDiC)



   Jeszcze kilka dni temu graliśmy sobie z Piotrkiem w bluzach w piłkę przed domem, a teraz strach nos wychylić za drzwi. Pogoda co najmniej dziwna! W ostatnich dniach mieliśmy już na Podlasiu ulwę, grad, deszcz ze śniegiem, wiatrysko zrywające kapelusze z głowy, a nawet tęczę. Kto się dobrze przyjrzy zdjęciu, na pewno zauważy, że wygląda jakby były aż dwie :) A dziś zauważyłam, że z ciepłych krajów wrócił "nasz" bocian - stoi teraz biedak na gnieździe i wygląda jak zmokła kura. A co mało pocieszające, podobno Wielkanoc ma być zimniejsza niż tegoroczne Boże Narodzenie. Pozostaje tylko ciepła rodzinna atmosfera i mnóstwo pysznego jedzonka na poprawę humoru :)







A propos Wielkanocy. Zaczęłam haftować kurczaka na serwetkę do wielkanocnego koszyczka. Tylko kwestia czy zdążę, jest wielce wątpliwa. Jak zwykle czeka mnie trochę porządków (część już za mną, ot np. umyte oka, które deszcz namiętnie oblewa, a wiatr obsypuje brudami), no i przygotowanie pychotek :) Postaram się spiąć i może się uda. W tym roku Piotruś ma nieść koszyczek do święcenia, więc gra warta świeczki :) Niemniej, póki co, raczej średnio widać, że to kurczak, więc uwierzcie na słowo :)


Jeśli chodzi o czytadła, to są kolejne dwa.
"Zbudź się, szkoda dnia" A. Quindlen to w gruncie rzeczy ciekawa opowieść o, jak to często bywa, pogmatwanych rodzinnych stosunkach, ale i o ludziach, o ich podwójnych twarzach. Jedyne co mi przeszkadzało, to to, że książka jest okropnie "przegadana". Jest tyle, moim skromnym zdaniem, zupełnie nic nie wnoszących opisów, że chwilami masz dość. No i jeszcze jedno - książka paskudnie "śmierdzi" papierochami, co strasznie mi przeszkadzało. Oficjalnie dodaję to do zbrodni przeciwko książkom :)
Natomiast "Zwierciadło komplementów" E. James jest świetne. To romans historyczny, który czyta się z uśmiechem na ustach. Obnaża przywary książąt, szlachty, a przy okazji pojawia się bardzo ciekawy wątek miłosny. Do końca jeszcze trochę zostało i aż sama jestem ciekawa, co wyniknie ze znajomości Olivii i Quina :)

Pozdrawiam Was bardzo cieplutko i oby jednak prognozy pogody na Wielkanoc się nie sprawdziły :)