poniedziałek, 29 września 2014

Urodzinowy weekend, mama i Piotruś wyszywają :)

   Weekend upłynął nam urodzinkowo. Tak to się złożyło, że tuż obok siebie, na zakończenie września, urodziny obchodzą moja Siostra i moja Teściowa. Tym samym w sobotę świętowaliśmy z jedną Kasią, a w niedzielę z drugą Kasią :) Do tego, co już znacie z bloga, dołączył jeszcze, własnoręcznie zrobiony przeze mnie bukiet z kwiatów, które jeszcze póki co rosną na mojej kamiennej rabatce :)














   Ostatnio miałam ogromną ochotę, żeby powyszywać, szczególnie, że aura za oknem do tego nastrajała.  Piotruś miał jednak nieco inne zdanie na ten temat. Ale wystarczył pewien pomysł i mała zachęta i sprawa załatwiona. Tym samym w hafcie "Kobiety..." został już tylko niewielki fragment wzoru do wykrzyżykowania.




A synek zajął się swoimi "haftami". "Kanwa" Piotrusia, to zwykła tynkarska siatka, a nitki pochodzą z rozprutych swetrów. Przy trafianiu nitką w oczko, przeciąganiu i zmianach kierunku prowadzenia nici była niezła zabawa. A i powstał taki oto tęczowy misz masz (kilkakrotnie "pruty" i tworzony na nowo). Grunt to dobra zabawa :)


 
Uciekam odpowiedzieć jeszcze na Wasze komentarze i mam nadzieję, że dziś lub jutro, uda się skończyć hafcik, tak by w środę móc go pokazać.
Zapisałam się przecież, na pierwszy w moim blogowym życiu, Sal bożonarodzeniowy u Kasi (banerek na pasku z prawej strony), którego początek tuż tuż, więc trzeba "robić miejsce" na choineczkę :)
Pozdrawiam cieplutko!

piątek, 26 września 2014

Piątki z Kurą Domową (11) - Kopytka

  

   Po ostatnim poście z "Chudą zebrą" spotkałam się z wieloma komentarzami, w których najczęściej słyszałam, że Zebra przypomina dzieciństwo :) Dla mnie z dzieciństwem nieodłącznie kojarzy się jeszcze jeden smak - kopytka. Zapewne znacie, te proste i łatwe w przygotowaniu, ziemniaczane kluseczki. Poznajcie mój sposób.

Ugotowane ziemniaki (ok 0,5kg)* przepuszczamy przez maszynkę o grubych oczkach, lub dokładnie tłuczemy tłuczkiem do ziemniaków. Dodajemy 1-2 całe jajka, odrobinę soli i około 2 szklanek mąki. Zagniatamy ciasto łapką. W trakcie ugniatania, jeszcze kilka razy dosypujemy w razie potrzeby, po troszkę mąki. Gotowe ciasto powinno się ładnie odklejać od ręki czy naczynia, w którym je ugniatamy.
Z ciasta odkrajmy mały kawałeczek i na stolnicy oprószonej mąką "wałkujemy" rękoma wężyki. Następnie każdy taki wężyk kroimy nożem na mniej więcej 1,5-2 cm kawałeczki, przypominające właśnie kopytka.








  W garnku zagotowujemy lekko osoloną wodę. Kluseczki wrzucamy pojedynczo (dzięki czemu nie posklejają się) na gotującą się wodę. Po wrzuceniu całej partii ( w zależności od garnuszka 20-30 szt), delikatnie mieszamy. Po chwili kopytka wypłyną i gotujemy je jeszcze 1-3 minut. W razie konieczności delikatnie mieszamy ("mączna" woda, ma tendencję pienienia się i uciekania hehe). Następnie wyławiamy kopytka łyżką cedzakową na sito i przelewamy zimną wodą.



Kluseczki są już gotowe do spożycia. 
Można też je podać, jako alternatywa ziemniaka czy makaronu, do mięs. 
Można także okrasić skwareczkami z boczku czy kiełbasy zwyczajnej i cebulki. 
Można je polać ulubionym sosem. Można je także podać na słodko z jakimś owocowym musem, czy sosem smietanowo - owocowym.
No i rewelacyjnie smakują podsmażone na patelni, na rumiano. Nic nie równa się chrupiącej skórce, jaką zyskują dzięki temu :)

* Najbardziej na kopytka nadają się ziemniaki, które zostały z obiadu z poprzedniego dnia, wyciągnięte prosto z lodówki. Są bardziej suche. Dzięki nim ciasto szybciej nam się wyrobi i nie będziemy musieli dodawać w nieskończoność mąki. Duża ilość mąki sprawia dodatkowo, że kluseczki stają się twardsze. Jeśli zdecydujemy się na świeżo ugotowane ziemniaki, to tylko kiedy całkowicie wystygną. Ciepłe czy wręcz gorące ziemniaki są bardziej mokre i powodują, że ciasto długo pozostaje lepkie i trudno jest je zagnieść. Oczywiście nie jest to niemożliwe :) Mąkę sypiemy, sypiemy, sypiemy, aż ciasto będzie odklejało się od ręki czy naczynia.

A wczoraj zerwałam winogrona z naszej winorośli (trochę też "podkradłam" od mamy) i pokusiłam sie na sok winogronowy na zimę. 


Ależ pachniało w domku :) A jaki soczek pyszny wyszedł :) A skoro w winogronowym klimacie, a soczkiem podzielić się nie mogę, to może chociaż winogronko?






Pozdrawiam Was cieplutko i życzę udanego weekendu!

środa, 24 września 2014

Nowy lokator, nowe "życie" poduchy, nowe krzyżyki na hafciku.

      Zaledwie był weekend, a tu znowu środa na nosie. Oj nieubłagany ten czas, leci jak szalony. A mnie "wzieło" na gotowanie, drobne jesienne porządki, szycie, trochę krzyżyków, a przede wszystkim najwięcej czasu "zabrał" mi Piotruś. Jesień przywitała nas deszczowo, zimno i wietrznie (dziś rano tylko 4 stopnie). A Malutek jeszcze nie przestawił się na tryb jesienny i nadal chce spędzać na podwórku tyle czasu co wcześniej. Ale co tam, spacer w deszczu i testowanie nowej "wiatrówki", kaloszy i parasola, też nie jest złe :) Grunt to mieć chęć :)
Ale nie o tym przecież chciałam. Do naszej załogi dołączył nowy lokator. Piotrek sam osobiście wybrał mu imię. I tak przedstawiam Wam misiowatego Kubę, co to ma 90 cm na siedząco :p. Piotrek ma nieco ponad metr, więc możecie sobie wyobrazić, jak wyglądają razem, kiedy synek ciągnie miśka za ucho, albo nogę :)



Zdarzyła się też "bieda", bo hafty na poduszce synka się poodpruwały i płacz był i tradycyjne "Mamusiu, zahaftuj". Wyszło na to, że musiałam zrobić nową poszewkę, na którą naszyłam hafty (uratowane z poprzedniej niebieskiej poduszki). Żeby zabezpieczyć brzegi (paskudnie się popruły od ciągłego tarmoszenia), obszyłam każdy haft tasiemkową ramką (co trzeba było zrobić od razu, jak stwierdziłam nauczona doświadczeniem) . Mamy, więc teraz białą, puszystą podusię do przytulania, z ulubionymi bohaterami na czterech kółkach.











 "Kobieta z perłami" także "dostała" nowe krzyżyki i to całkiem sporo. w zasadzie zbliża się ku końcowi. Nawet prosta ramka już na nią czeka. Przy hafciku znowu pomocna okazała się rolka od foli aluminiowej




A na koniec jeszcze taki oto optymistyczny cytat:

"Jeżeli kochasz, czas zaw­sze od­naj­dziesz, 
nie mając na­wet ani jed­nej chwili". 

Jan Twardowski

 I tak to właśnie ze mną jest :) 

Pozdrawiam cieplutko! 

piątek, 19 września 2014

Piątki z Kurą Domową (10) - Chuda Zebra



   Dziś "Piątki z ..." na słodko, czyli, niemal przed chwilą wyciągnięte z piekarnika, ciasto zrobione wspólnie z Piotrusiem. Tak, tak, mój Malutek dzielnie pomagał przede wszystkim we wsypywaniu i wlewaniu produktów, no i oczywiście w próbowaniu :) Dziś Chuda Zebra według mojego pomysłu. Prawie każdy przepis na ciasto zebrę, z którym się spotkałam zawiera mleko, dużo oleju i jeszcze więcej cukru. Moja zebra "się odchudziła".

Zaczynam od ubicia piany z białek z 5 jajek (jajka prosto z lodówki, piana ubijana z odrobiną soli). Do piany dodaję 5 żółtek i 1/2 szklanki cukru i ucieram razem. Dodaję 2 szklanki mąki, proszek do pieczenia . Dodaję szklankę gazowanej (lub lekko gazowanej) wody i łączę składniki mieszając mikserem. Warto mieszać chwilkę dłużej, ciasto się "napowietrzy", ładniej urośnie.
Następnie dzielę ciasto na dwie części. Jedna pozostaje taka jak była, natomiast do drugiej dodaję 3 czubate łyżeczki kakao (można więcej, można mniej w zależności od upodobań).
Wlewam ciasto naprzemiennie - raz trochę jasnego, raz trochę ciemnego- do wysmarowanej margaryną i posypanej mąką formy.



Zebrę piekę około 40 min w 180*C w piekarniku (lub około 40 min w 200*C w prodiżu). Po upieczeniu o ostygnięciu, posypuję ciasto po wierzchu cukrem pudrem, kakao lub polewam roztopioną czekoladą lub polewą.



















Pierwsze dwa zdjęcia to dzisiejszy wypiek (z piekarnika i z mniejszą ilością kakao), a to ostatnie zdjęcie, to zebra zrobiona jakiś czas temu (z prodiża i z większą ilością kakao).

Dla mnie zebra to naprawdę fajne ciasto, bo nadaje się i do herbatki i do kawki i do mleczka (to sposób jedzenia tego ciasta, przez mego mężusia). Można ją zrobić i tak na co dzień i od święta - tak naprawdę kwestia posypki/polewy i podania. No i można ja robić na milion sposobów.

W swoim dorobku mam Kawową Zebrę. Wtedy zamiast kakao, dodałam kilka łyżeczek kawy rozpuszczalnej (takiej suchej, prosto ze słoiczka, nie parzonej). Oczywiście przy dzieciaczkach ta wersja zebry odpada :)

Upiekłam także "Bajkową" Zebrę, bo zamiast kakao, do jednej części ciasta dodałam truskawkowy kisiel. Wtedy wyszła biało różowa zebra jak z bajki, albo rysunków Piotrka :)

Była też zebra, gdzie jasne ciasto "dostało" rodzynki, a ciemne pozostało bez zmian, czyli z kakao.

Zachęcam Was do wypróbowania przepisu, poeksperymentowania. 
Życzę smacznego i udanego weekendu!

środa, 17 września 2014

Imienny ręczniczek, postępy na "Kobiecie ... " oraz czytadła.

    Pogoda u nas piękna, słonko świeci, aż chce się rano wstawać! Połowa września, a my nadal w krótkim rękawku :) Ale nie o tym przecież chciałam!
   Podczas weekendu siostra poprosiła mnie o stworzenie drugiego ręczniczka dla Iki - dumnego przedszkolaka. Pamiętacie, parę miesięcy temu, zrobiłam kilka takich imiennych ręczniczków, między innymi także z różowym haftem dla Isi.



Oliwka potrzebowała jeszcze jednego ręczniczka na zmianę. Tym razem wybrałam sympatyczny kwiatuszek, który nie tylko zdobi, ale myślę, że także ułatwia odnalezienie swego ręczniczka, wśród wielu innych w przedszkolu. Maluch nie potrafi przecież odczytać swego imienia :) Wzór kwiatka pochodzi z IM 2/6 (HP 4/2014), chociaż zrezygnowałam z niektórych konturów. Haft wykonany trzema nitkami Adrianny i Odry. Oczywiście sposób wykonania samego ręcznika, taki jak poprzednio. Oto efekt ...




















   A wczoraj, zanim pojawił się nasz Gość, udało mi się postawić kolejne krzyżyki na "Kobiecie z perłami". Wprost sama igiełka śmiga, tak dobrze się ten hafcik wyszywa. Sporo liczenia i łatwo się przy tym pomylić, ale może właśnie z racji użycia dwóch kolorów tylko, idzie jak z płatka. A właśnie a propos kolorów. Kto zna wzór, to wie, że w oryginale użyta jest czerń i szarość. Ja zdecydowałam się na czerń i biel. I już mi się efekt podoba, bo biel i podkreśla haft i jednocześnie wyraźnie odcina się od zieleni kanwy. Myślę, że nie byłoby takiego efektu przy szarości. Póki co, nadal jestem przy różach i kapeluszu, ale dziś jak tylko czas i Piotrek pozwoli, powstanie być może twarz (w schemacie jest sam kontur bez wypełnienia, więc pracy nie za wiele). Nie mniej bardzo proszę ... 




   Na koniec zgodnie z zapowiedzią czytadła i to dwa. 
Pierwsza, przeczytana już, książka, to "Zaczęło się w Monte Carlo" E. Adler. Książka z ciekawym wątkiem kryminalnym (złodziejska szajka okradająca wysokiej klasy sklepy jubilerskie), przeplatanym z wątkami miłosnymi. Trochę denerwujący jest fakt, że główna bohaterka od pierwszych stron przedstawiana trochę jako silna babka (zostawia wszystko, odchodzi od swojego wiecznie pracującego faceta, po kolejnym już, odwołanym terminie ślubu i wsiada do "pociągu byle jakiego ... itd" - samolotu tak naprawdę, ale wiecie, o co chodzi), okazuje się płochą, delikatną i ufną jak dziecko kobietką. Potem znów podejmuje niezależną decyzję, nie informując swego faceta o wyjeździe, a następnie znowu powala bezradnością i bezbronnością itd. Odniosłam wrażenie, że chwilami autorka sama nie mogła się zdecydować jaka ta Sunny ma być. Niemniej, przeczytać można, czemu nie?
Drugą książkę, czyli "Szczęście spod igły" J. Kruszewskiej, zaczęłam dopiero dzisiaj (od 6 do 8 rano pochłonęłam około 70 stron). 


"Szczęście spod igły" J. Kruszewska

Czyta się ją rewelacyjnie, bo i polska autorka (które to lubię niezmiernie, dodatkowo pochodząca z mego regionu), ale i taka trochę w naszym krawiecko - hafciarskim klimacie, o perypetiach z dziećmi i mężami, no i sama akcja dzieje się niemal u mnie, czyli w Białymstoku :) Zabawnie się czyta, o ulicach, które się zna. Książka, póki co, podoba mi się bardzo i jestem ciekawa losów bohaterek :)

Dziś to tyle. Pozdrawiam Was cieplutko i do zobaczenia w piątek!

Ps: Od dziś na dole posta "badacz" Waszych reakcji.  Zachęcam do komentowania, ale i do klikania :)

poniedziałek, 15 września 2014

Prezent na urodzinki.

   Weekend na Podlasiu rewelacyjny, słoneczny i wykorzystany przez nas maksymalnie :) Była naprawdę długaśna wycieczka rowerowa i wizyta u rodzinki, a mężuś wstawił drzwi we wszystkich pomieszczeniach na poddaszu. Dumna jestem z niego, że hoho!
Udało się nawet wyhaftować sporo na "Kobiecie z perłami", ale dziś nie o tym. Dziś będzie o prezencie urodzinowym dla mojej najmłodszej Siostry. Zaplanowałam sobie, że powstanie jakiś hafcik na poduszkę i kartka. W rezultacie trochę mnie poniosło :) i powstał i haft i poduszka i kartka :)
   Długo zastanawiałam się nad odpowiednim wzorem haftu. Nawet rozejrzałam się przy okazji po niedawno urządzonym pokoju Siostry. Jest teraz bardzo "dorosły" i stylowy, a wydaje się, że jeszcze nie tak dawno Kasia uwielbiała wszystko co różowe :) Teraz w pokoju królują brązy, beże, szarości, jest ściana ze starej cegły i ta ogromniasta szafa po dziadku (pamiętacie?). Jest też niebieska lampka, która przełamuje wspomniane kolory. I wtedy wpadł mi do głowy pomysł. Tak powstał monogram "K", który wydaje mi się bardzo stylową, oryginalną ozdobą, a do tego kolory, które wybrałam będą fajnie kontrastowały z wnętrzem. Wzór haftu pochodzi z HP 2/2011. Jednak zrezygnowałam z wijącej się wokół literki roślinki. Dodałam za to koraliki (te od Danusi), które tak jak wspomniałam przy kartce dla Teściowej, rewelacyjnie "łapią" kolor muliny. Całość wyszyta trzema nitkami Ariadny i beznazwowej mulinki ze starych zapasów, na kanwie gobelinowej. Początkowo haft miał zdobić poduszkę, ale po wyszyciu postanowiłam jednak go oprawić. Ramka pochodzi z odzysku po jakimś obrazku, ale taka lekko "stara" nadaje się tu rewelacyjnie :) A oto i monogram ...









Kiedy już monogram był gotowy wzięłam się za poduszkę. Poszperałam w swoich tkaninowych zapasach i odnalazłam kawałek jakiejś dawnej tkaniny zasłonowej (wzór i kolor łudząco podobny do tapety w pokoju Siostry) oraz kawałek pozostały z szycia poduszki dla Piotrka (materiał ze starej turkusowej tuniki). Najpierw pomysł, potem realizacja i powstał swego rodzaju pachwork. Jako dodatkowe przełamanie szarości dodałam guziki. Nie miałam odpowiednich kolorystycznie, to je sobie zrobiłam :) Niebieskie guziczki to nic innego jak czarny zwykły guzik w środku, obszyty materiałem użytym do podusi oraz wypchany leciutko watą dla efektu wypukłości.  Oto i poduszka oraz wspomniane guziczki  ...


 































Jako trzecia powstała jeszcze kartka. Kolorystyka podobna, ale sama kartka już nie taka efektowna. Za to trochę z przymrużeniem oka. Kasia, chociaż to już od dawna dorosła kobieta, to dla mnie nadal mała Siostrzyczka :) Tym samym miś w pudełku wykonany haftem płaskim, różnymi ściegami, trzema nitkami beznazwowej mulinki z zapasów, na materiale, oprawiony w pas-partu własnej roboty ...





A na koniec wszystkie prezenty razem. Myślę, że dołączy jeszcze jakaś słodkość :)




Dziś naprawdę długaśny post, ale mam nadzieję, że czytało i oglądało się go nie najgorzej.  
Lecę wieszać pościelkę, szaleć obiadkowo w kuchni, a później krzyżykowo na ręczniczek dla Siostrzenicy Oliwki - dumnego przedszkolaka : )

Pozdrawiam i ślę te piękne słonko zza oka :)

piątek, 12 września 2014

Piątki z Kurą Domową (9) - Faszerowane ziemniaki

 


  Dziś zaproponuję Wam faszerowane ziemniaczki. To takie moje jedzonko z dzieciństwa. Dodatkowo ma dla mnie wartość sentymentalną, bo dania tego nauczyłam się od Taty, którego nie ma z nami już niestety od 8 lat :( Niemniej jedzonko było zawsze pyszne i teraz robię je z miłą chęcią mojej rodzince.

Zaczynam od przygotowania farszu. Do miseczki wrzucam 0,5 kg mielonego mięsa, 2 jajka, pokrojone w drobną kostkę: średnią cebulę i 2-3 ząbki czosnku. Doprawiam majerankiem, pieprzem ziołowym, słodką papryką i solą. Wszystkie składniki mieszam i odstawiam aby składniki się "przegryzły".

Zabieram się za nieco dłuższą pracę przy ziemniakach. Wybieram spore ziemniaki, obieram je i myję. Przekrajam każdy z nich wszerz. W każdej połówce odkrajam kawałek owalnej części, tak jak na zdjęciu poniżej, żeby stworzyć podstawę dla "miseczki".


Następnie wydrążam środek każdej połówki ziemniaka. Istnieje chyba taki specjalny przyrząd do wydrążania. Ale świetnie nadaje się do tego także łyżeczka od herbaty (najlepiej taką z cienkim brzegiem), a można po prostu wybrać obierak/obieraczkę do warzyw. Przy tworzeniu ziemniaczanych "miseczek" pamiętajcie by nie drążyć zbyt głęboko, by nie uszkodzić dna lub boków.


Następnie na dno każdej "miseczki" wrzucam odrobinę masła i dopełniam mięsnym farszem. Warto nałożyć go trochę "z górką", bo w trakcie pieczenia, część tłuszczyku się wytapia i ilość nadzienia nieco się zmniejsza. Każdą tak przygotowaną "miseczkę" układam w blaszce posmarowanej wcześniej tłuszczem.



Piekę w piekarniku około godziny w 180*C. Sami najlepiej znacie swoje piekarniki, więc czas pieczenia może się odrobinę wydłużyć lub skrócić - wystarczy "dziobnąć" ziemniaka widelcem, by sprawdzić czy jest już miękki. 


Ziemniaczki dobrze smakują podane bez niczego, posypane świeżym koperkiem, albo z jakąś świeżą sałatką na przykład z salaty, szczypioru i śmietany.

Przy okazji tego dania, powstaje jeszcze produkt uboczny :) W zależności od humoru są to albo placki ziemniaczane, albo babka ziemniaczana

Wydrążane czy odcinane części ziemniaka oraz średnią cebulkę wrzucam do rozdrabniacza blendera. Wylewam powstałą ziemniaczaną masę do miski. Dodaję mąkę, jajko, sól, majeranek, pokrojoną w drobną kostkę kiełbaskę zwyczajną (można ja delikatnie podsmażyć na patelni lub zastąpić "skwareczkami" z boczku), ewentualnie pokrojoną w kostkę marynowaną paprykę. Celowo nie podaję ilości składników, bo jest ona zależna od ilości ziemniaków. Ważne, by ciasto miało lekko gęstawą konsystencję.
Jeśli ma powstać babka - wlewamy ciasto do wysmarowanej tłuszczem i obsypanej bułką tartą formy i pieczemy w 180*C około 1,5 - 2 godziny do zapieczenia skórki na brązowo.
Jeśli placuszki nakładam ciasto łyżką,  na rozgrzany na patelni olej.

Potem to już tylko palce lizać!

Życzę Wam udanego weekendu, a pozostając w temacie, także wszystkiego ziemniaczanego :)

środa, 10 września 2014

Kartka na urodziny dla Teściowej

   Dziś króciutko, bo mimo, że chce się do Was bardzo, to jednak obowiązki są obowiązkami :) Pisałam, że wrzesień jest miesiącem urodzin dwóch ważnych dla mnie osób. Pierwszą z nich jest moja Teściowa. Właśnie dla niej powstała specjalna karteczka. Specjalna, bo Teściowa bardzo lubi frezje i te kwiatuszki właśnie wyhaftowałam. Wzorek pochodzi z HP 9/2010 i tak prezentuje się w oryginale ...

(Źródło)

Oryginał pokazuję, bo ja na swoją karteczkę, miałam nieco inny pomysł. 
Frezje haftowane są na kanwie gobelinowej, trzema nitkami mieszaniny Ariadny i Birdbrand. Kolorystykę dobrałam tradycyjnie sama. Dodatkowo wykorzystałam koraliki "dostane" od Danusi. Są przezroczyste, więc doskonale "łapały" kolor mulinki, którą je przyszywałam. Naprawdę fajnie mi się z nimi pracowało. Ponieważ haft ma krzyżykową ramkę, nakleiłam go po prostu (dwustronną, przezroczystą taśmą), na odpowiednio dobrany kolorystycznie kartonik i wydaje mi się, że efekt jest całkiem ciekawy. Pozostaje tylko, wewnątrz kartki, napisać coś od serduszka i dokupić jakąś słodkość i kawusię :)
A oto i moja karteczka ...





Na dziś Kochani to tyle. Lecę przygotować kolację, a przed kąpielką synka, może uda mi się postawić kilka krzyżyków na mojej "Kobiecie z perłami". 

Przy okazji gratuluję Kasi, Jaglance i Meri odgadnięcia zgadywANKI :)

Zapraszam Was na piątek, na faszerowane ziemniaczki :)
Buzialki :)