Nie mogę narzekać na brak pomysłów, o nie! Jakiś czas temu wpadłam na pomysł ufarbowania kanwy. A że pomysł realizowany 'ad hoc', to i barwniki nietypowe.
Przeczytałam w internecie kilkanaście artykułów na temat barwienia tkanin. Oczywiście, najciekawsze okazywały się te naturalne sposoby, wykorzystujące to, co akurat znajdziemy w domu. I taka też była i moja pierwsza myśl. Padło na kawę i buraki czerwone (dwie górne miseczki na zdjęciu). .Jak się to to rozleje na obrus czy bluzkę, to nie ma zmiłuj!
No i faktycznie! Kolor wody, w której zanurzyłam kawałeczki białej kanwy, był świetny. Sama kanwa (Aida) rewelacyjnie przyjmowała jej barwę ;) Ale do czasu... Co mnie podkusiło, żeby na świeżo, zaraz po wyjęciu z barwnika, zlać kanwę zimną wodą? A woda, intensywny kolor, wypłukała i zostały pastele.
Hmm, przyznaję, trochę mnie to rozczarowało, chociaż jak widać poniżej efekt nie jest zły!
Ale gdzieżbym się miała poddać! Kombinowałam dalej, co by tu jeszcze wykorzystać do mego eksperymentu. A potem mi się przypominało, że przy okazji robienia jednej z kartek, czerwony papier, którego użyłam, zabarwił mi palce! Domyślacie się, więc co trafiło do kolejnych miseczek? Papier zielony, niebieski i żółty. No i oczywiście - co chemia, to chemia. Papier oddał swój kolor wodzie, a ta - kanwie. I tu barwy wyszły intensywniejsze i trwalsze nawet po potraktowaniu ich zimną wodą.
No i faktycznie! Kolor wody, w której zanurzyłam kawałeczki białej kanwy, był świetny. Sama kanwa (Aida) rewelacyjnie przyjmowała jej barwę ;) Ale do czasu... Co mnie podkusiło, żeby na świeżo, zaraz po wyjęciu z barwnika, zlać kanwę zimną wodą? A woda, intensywny kolor, wypłukała i zostały pastele.
Hmm, przyznaję, trochę mnie to rozczarowało, chociaż jak widać poniżej efekt nie jest zły!
Ale gdzieżbym się miała poddać! Kombinowałam dalej, co by tu jeszcze wykorzystać do mego eksperymentu. A potem mi się przypominało, że przy okazji robienia jednej z kartek, czerwony papier, którego użyłam, zabarwił mi palce! Domyślacie się, więc co trafiło do kolejnych miseczek? Papier zielony, niebieski i żółty. No i oczywiście - co chemia, to chemia. Papier oddał swój kolor wodzie, a ta - kanwie. I tu barwy wyszły intensywniejsze i trwalsze nawet po potraktowaniu ich zimną wodą.
Sposobów na farbowanie jest wiele. U mnie akurat bazę stanowił wrzątek, plus trochę octu, plus barwniki, o których wspominałam powyżej. Kawałki kanwy leżały w miseczkach około godziny. Po tym czasie spłukałam je czystą zimną wodą.
Jakie wnioski?
Wydaje mi się, że te sztuczne barwniki, dają lepszy efekt. Ja wiem, że takie stwierdzenie jest mało eko i niemodnie na dodatek! Ale kawa dała kanwie kolor beżu, w zasadzie taki jak jest dostępny na rynku. Buraki, zaledwie blady róż, chociaż same były soczyście bordowe. Natomiast, to czym był barwiony papier (czyli zapewne jakaś chemia), dało efekt mniej przewidywalny, oraz intensywniejszy kolor i, co ciekawe, nietypowy odcień.
Moja przygoda z farbowaniem, raczej jeszcze się nie kończy ;) Zamówiłam sobie właśnie trzy barwniki do tkanin i pewnie je wypróbuje niedługo. Nie przekreślam też barwników naturalnych, bo przecież wiele ich jeszcze do wypróbowania - aronia, kasztany, cebulnik, herbata, dżins itd.
Was także zachęcam do eksperymentów! A może już macie doświadczenie w farbowaniu? Chwalcie się, bo z przyjemnością o tym poczytam ;)
Ps: Ufarbowane kawałki kanwy wykorzystam do haftów na kartki. A z poprzedniego posta (klik) wiecie, że jedna taka karteczka już powstała.
Pozdrawiam jesiennie ;)
Kto zgadnie, gdzie jest i co robi moja córeczka? Historia lubi się powtarzać hihi ;)