Odkąd pamiętam w domu zawsze się gotowało. Codziennie kiedy wracałyśmy ze szkoły, obiadek już na nas czekał. Najczęściej gotowała mama, ale tata też potrafił robić przepyszne jedzonko. I to właśnie tato zaraził mnie miłością do przyprawiania. Nigdy nie bał się eksperymentować np. któregoś dnia przyrządził żeberka z owocami jałowca (czego nigdy wcześniej nie robiła mama). To tata nauczył nas jak smakuje tzw. "podpłomyk" - czyli swego rodzaju placek pieczony na płycie pieca kaflowego, czy jak zrobić "myszki" z jajka ugotowanego na twardo. Robił pycha "kopytka" i placki ziemniaczane, mięsną galaretę (także z mięska kurczaka) czy gulasz. Potrafił przepysznie przygotować, świeżo złowioną przez siebie w rzece rybkę - plotkę czy szczupaka, albo upiec królika. Robił rewelacyjne, wędzone własnoręcznie wędliny. Zbierał grzyby... Och jaka szkoda, że go już zabrakło...
Tak więc nigdy gotowanie nie stanowiło dla mnie problemu. Tak jak pisałam, nie jestem jakimś wybitnym kucharzem, ale też nie mam do tego, przysłowiowych dwóch lewych łapek :) Ja sama jestem raczej wielbicielem wszelkiego rodzaju zup (szkoda,że nie są doceniane), ale moje chłopaki (mąż w szczególności) to typowy mięsożerca :) Ale nie myślcie sobie, że ulegam - już nauczyłam go jeść zupy :) Dziś brokułowa :) A wczoraj był właśnie schabowy.
Nie jest to coś wielkiego i wyjątkowego ale każda gospodyni robi go według swojego pomysłu. Chętnie zaglądam nawet do takich prostych przepisów (np. w internecie), bo uważam, że zawsze można się czegoś nauczyć. Ja na przykład robię go w ten sposób :) Płaty schabu posypuję solą, pieprzem ziołowym, majerankiem i granulowanym czosnkiem (czasem używam świeżego czosnku, drobno pokrojonego, ale ten granulowany wydaje mi się intensywniejszy) i dopiero wtedy je "tłukę". Analogicznie postępuję z drugą stroną. Później zostawiam je na 2 godz w lodówce, żeby przesiąkły przyprawami. Następnie moczę je w roztrzepanym jajku, bułce tartej i smażę na niewielkiej ilości oleju. Ziemniaczane piure to nic innego jak ziemniaki gotowane w wodzie (wodę zlewam jak ziemniaki są już miękkie). Moja teściowa gotuje ziemniaki na niewielkiej ilości wody, w zasadzie na parze, ale wydają mi się przez to bardziej suche. Ugotowane, gorące ziemniaki tłukę i zostawiam do odparowania. W tym czasie do małego rondelka wrzucam masełko i wlewam mleko (proporcje wg uznania), czasem dodaje świeży (lub mrożony) koperek (to pomysł podpatrzony od teściowej :) ). Doprowadzam do wrzenia, wlewam do ziemniaczków i jeszcze raz tłukę. A surówka jest bardzo prosta i szalenie zdrowa, szczególnie taką zimową/chorobową porą. Do kiszonej kapusty (płukanej woda, bo o tej porze roku jest już bardzo kwaśna, w końcu kisi się już od jesieni), wrzucam starte na tarce o grubych oczkach jabłko. Wybieram zawsze słodkie jabłko i trę je ze skórką. Podobno pod samą skórką jest najwięcej błonnika, a i moim zdaniem surówka lepiej wygląda (obrane jabłko "gubi się" wśród kapusty o podobnym kolorze). Dodaje jeszcze oliwę, pieprz ziołowy a po wymieszaniu i spróbowaniu - odrobinę cukru ( lub nie w zależności od "słodkości" jabłuszka). I bardzo proszę, obiadek gotowy :) Smacznego :)
Kotlecik schabowy z ziemniaczanym piure i surówką z kapusty |
Nie jest to coś wielkiego i wyjątkowego ale każda gospodyni robi go według swojego pomysłu. Chętnie zaglądam nawet do takich prostych przepisów (np. w internecie), bo uważam, że zawsze można się czegoś nauczyć. Ja na przykład robię go w ten sposób :) Płaty schabu posypuję solą, pieprzem ziołowym, majerankiem i granulowanym czosnkiem (czasem używam świeżego czosnku, drobno pokrojonego, ale ten granulowany wydaje mi się intensywniejszy) i dopiero wtedy je "tłukę". Analogicznie postępuję z drugą stroną. Później zostawiam je na 2 godz w lodówce, żeby przesiąkły przyprawami. Następnie moczę je w roztrzepanym jajku, bułce tartej i smażę na niewielkiej ilości oleju. Ziemniaczane piure to nic innego jak ziemniaki gotowane w wodzie (wodę zlewam jak ziemniaki są już miękkie). Moja teściowa gotuje ziemniaki na niewielkiej ilości wody, w zasadzie na parze, ale wydają mi się przez to bardziej suche. Ugotowane, gorące ziemniaki tłukę i zostawiam do odparowania. W tym czasie do małego rondelka wrzucam masełko i wlewam mleko (proporcje wg uznania), czasem dodaje świeży (lub mrożony) koperek (to pomysł podpatrzony od teściowej :) ). Doprowadzam do wrzenia, wlewam do ziemniaczków i jeszcze raz tłukę. A surówka jest bardzo prosta i szalenie zdrowa, szczególnie taką zimową/chorobową porą. Do kiszonej kapusty (płukanej woda, bo o tej porze roku jest już bardzo kwaśna, w końcu kisi się już od jesieni), wrzucam starte na tarce o grubych oczkach jabłko. Wybieram zawsze słodkie jabłko i trę je ze skórką. Podobno pod samą skórką jest najwięcej błonnika, a i moim zdaniem surówka lepiej wygląda (obrane jabłko "gubi się" wśród kapusty o podobnym kolorze). Dodaje jeszcze oliwę, pieprz ziołowy a po wymieszaniu i spróbowaniu - odrobinę cukru ( lub nie w zależności od "słodkości" jabłuszka). I bardzo proszę, obiadek gotowy :) Smacznego :)
no i zrobiłam się głodna :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam schabowe w każdej postaci z każdymi dodatkami!
OdpowiedzUsuńJa jestem miesozerca to schabowy i wszelakie inne miesa to podstawa :-)
OdpowiedzUsuńLubię mięso, ale za schabowymi specjalnie nie przepadam...
OdpowiedzUsuń