Jak tam Kochani po świętach? Dla mnie jak zwykle za szybko minęły. Kiedy wyszli ostatni goście, posprzątałam ze stołu pozostałości smakołyków, pozmywałam naczynia i zrobiło się tak pusto, że aż smutno. Ale ja, jak to ja, jak zwykle szukam pozytywów w całej sytuacji, a ich przecież nie mało! Lodówka nadal pełna pyszności (po obiadek tylko sięgasz, a nie gotujesz), podobnie jak szafka ze słodkościami, dzięki uprzejmości zajączków :) No i jeszcze oko cieszą piękne kartki. Tą od Danusi chwaliłam się ostatnio, a te dwie obok dotarły do mnie od Eli i Ewy. Wszystkie bardzo cenne dla mnie i dziękuję Kochane Moje Kobietki z całego serduszka i za same kartki i za pamięć i za te wszystkie ciepłe życzenia :) Wraz z tymi karteczkami, znalazłyście miejsce przy moim wielkanocnym stole :)
A propos stołu. W tym roku synek po raz pierwszy niósł koszyczek do świecenia. Sami rozumiecie, że koszyczek musiał być wyjątkowy. W zamiarze miałam wyhaftowanie serwetki z kurczakiem, ale w ferworze przygotowań, mimo szczerych chęci, nie udało się skończyć haftu, nie mówiąc już o obszyciu samej serwetki. Niemniej kurczaka skończyłam wczoraj i mam już pomysł na wykorzystanie go, ale o tym następnym razem. A tymczasem na koszyczek znalazłam taki oto sposób.
Jestem z siebie niesamowicie dumna. Wyszło troszkę na ludową nutę, ale nowocześnie, bo w myśl recyclingu z przymrużeniem oka :) Koszyczek (jedyna nowa rzecz w całym projekcie) zakupiłam w tym roku w "Biedronce" (ogromny plus, że produkt polski). Serwetkę dostałam kiedyś i ten specyficzny haft ujął moje serduszko. Rafią była przewiązana szydełkowa serwetka, którą dostałam na imieniny od Ewy. A czerwona wstążka przewiązywała kocyk, który kupiliśmy synkowi. Koraliki, to pozostałości dawnych korali (może mamy czy babci - nawet nie wiem). Bukszpan z mojej działki, własnoręcznie sadzony parę lat temu :). Znalazłam bardzo fajny i prosty kursik w internecie na jednym z blogów i kwiatki niemal same się zrobiły :) Autorce kursiku wielkie dzięki :) No a pomysł na resztę jakoś sam w główce się narodził :) Koszyczek może prosty, ale urok swój ma.
Ze święconką wyruszyliśmy całą rodzinką. Piotruś osobiście z dumą (takie ważne zadanie dostał) niósł koszyczek, krokiem ślimaczka co prawda, ale nic z koszyczka nie wypadło. Tylko raz się zasmucił, że się serwetka przekrzywiła :) Synek powiedział, że nasz koszyk był najpiękniejszy, babci się pochwalił, że mama sama zrobiła i zapowiedział, że za rok znowu on będzie koszyczek niósł :)
Post zrobił się długaśny, a tu jeszcze książka czeka. Tym razem to "Kolor herbaty" H. Tunnicliffe. Książka bardzo fajna, opowiadająca głównie o kobietach, ale oczywiście pojawiają się i mężczyźni, chociaż w zasadzie drugoplanowo. To opowieść o uczuciach różnych kobiet różnych narodowości. O zagubieniu w obcym kraju, samotności nawet wśród najbliższych, niemożności bycia matką mimo ogromnych chęci, o stosunkach pomiędzy pokoleniami kobiet w rodzinie i o pogmatwanych relacjach z mężczyznami. Opowieść o zmianach, także tych dotyczących charakteru postaci. A wszystko to okraszone i przesiąknięte niemal, smakiem makaroników, czyli małych francuskich ciasteczek. Warto dotrwać do ostatniej strony i przekonać się jak kończy się ta historia :)
Już Was nie męczę i uciekam :)
Pozdrawiam serdecznie, życząc dobrego dnia :)
Cudny koszyk wystroiłaś Piotrusiowi. Serwetka bardzo ładna, kwiatuszki ekstra Ci wyszły. Dziękuję Ci bardzo za towarzystwo przy Twoim świątecznym stole.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Słoneczko.)))))
Dziękuję Danusiu :)
UsuńTy to jesteś wzorowa gospodyni :) Nie dość, że ładnie to na dodatek z wszystkiego zrobisz użytek :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Jarzębinko! Chyba się zaczerwienię :)
UsuńBardzo ładnie udekorowany koszyczek :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńKoszyczek świetnie ozdobiony - sama bym taki do kościoła chętnie zaniosła. W moim zielonego zabrakło, bo mi bukszpan sprzed domu wycięli w ramach rewitalizacji głównego placu miasta, a że koszyk zawsze na ostatnią chwilę robię, to i czasu na poszukiwania innego źródła nie było.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) U mnie także na ostatnią chwilę, ale na szczęście w moim własnym ogrodzie nikt rewitalizacji nie przeprowadza, no oprócz męża, ale bukszpany zostawia w spokoju :)
UsuńKoszyk pięknie przystrojony....ja w tym roku dałam plamę - wyglądał okropnie ale obiecałam sobie, że w następnym się postaram :] Uwielbiam poświąteczne pozostałości :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Z Twoim koszyczkiem pewnie nie było tak źle :)
UsuńNa szczęście spędzamy święta bez gości - w ciszy i spokoju, przy ulubionych zajęciach :) Prawdziwe wytchnienie po dniach ciężkiej pracy :)
OdpowiedzUsuńMożna i tak :) Ja niedzielę spędziłam tylko z mężem i synkiem, a poniedziałek z całą reszta rodzinki :)
UsuńBardzo ładny koszyczek wyszykowałaś - u nas ważne jest co w koszyku, wszyscy podnoszą serwetki, żeby można było podziwiać zawartość :)
OdpowiedzUsuńU nas niektórzy podnoszą, inni nie. W moim koszyczku tradycyjnie, ale były i takie w których "cuda wianki" :)
UsuńPiękny koszyczek! Zapamiętam te kwiatuszki , by skorzystać z ich uroku w przyszłą Wielkanoc. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Myślę, że te kwiatuszki można śmiało wykorzystać na wiele okazji, nie tylko na Wielkanoc.
UsuńŚliczne!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńCudownie ozdobiłaś koszyczek , chyba przy święceniu bardzo się wyróżniał :)
OdpowiedzUsuńJuż samym kolorem, bo jedyny chyba z czerwienią :)
UsuńŚliczny koszyczek..
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPiękny koszyczek, super udekorowany, mój brzdąc też w tym roku szedł ze swoim i zrobiłam mu frywolitkową serwetkę - był dumny jak paw:) pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńŚlicznie ozdobiony koszyczek :)
OdpowiedzUsuń