Oj, to był naprawdę długaśny weekend, aż nie wiem od czego zacząć! Narobiłam sobie takich zaległości i na blogu własnym i w zaglądaniu na Wasze, o haftach już nie wspomnę, że aż sama jestem na siebie zła. Usprawiedliwia mnie tylko to, że naprawdę tyle się działo, że chwilami musiałam się zastanowić, kiedy ostatni raz usiadłam. Ale już wszystko nadrabiam, tak więc od początku.
W czwartek, z racji dnia wolnego i dopisującej pogody, postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę. Tym razem za cel podróży obraliśmy "ojcowiznę" mego Teścia, oddaloną od nas, o ponad 70 km. Ponieważ jechaliśmy, przez Supraśl, zatrzymaliśmy się tam na lody i spacer tuż przy rzece. Kto pochodzi z moich okolic pewnie te widoki zna, a kto nie, zapraszam na chociaż odrobinkę tamtejszych klimatów.
A już na działce Teściów wsuwaliśmy kiełbaski z grila, a dla mnie udało się postawić kilka (dosłownie) krzyżyków na metryczce. Takie krzyżyki w trasie :) Wróciliśmy bardzo późno, że na nic już sił nie starczyło. A z wyprawy przyjechał piękny i ogromny bukiet goździków, który podarowała mi Teściowa (chyba od serca, bo kwiaty stoją dalej jakby nigdy nic :p )
Piątek był całkiem z życia wyjęty. Robiliśmy porządki przed przyjęciem urodzinowym Synka - ja w domu, a chłopaki na podwórku. Oczywiście część pracy stanowiło posprzątanie, a przede wszystkim posegregowanie zabawek Piotrka, między innymi puzzli. Synek mnie na tym "przyłapał", kiedy głód i pragnienie zapędziły go do domu i stwierdził: " Mamusiu, mówiłaś, że będziesz sprzątać , a nie się bawić". A ja tymczasem "bawiłam się" w Kopciuszka układając wszystkie układanki na raz i oddzielając je od kasztanów i kartoników z gry polegającej na parowaniu obrazków :)
Pół soboty minęło na zakupach, a drugie pól na przygotowaniach smakołyków na urodzinki. Żeby nie wizyta u Teściów, pewnie nawet nie byłoby kiedy kawy wypić.
No i wreszcie niedziela, która zaczęła się dla mnie o 6-tej rano, a skończyła dobrze po północy. Wiadomo - zastawienie całego stołu, a potem zmywanie i sprzątanie. Przygotować samej obiad dla kilkunastu dorosłych osób i kilku maluchów, to także znowuż nie taka bagatela. A jeszcze dla takiej "szalonej" kobiety jak ja, co to na łatwiznę nie idzie i wszystko przygotowuje "po domowemu", a nie korzystając z gotowców. Ale prawda jest taka, że w dzisiejszych czasach tak rzadko jest okazja, żeby wszyscy razem zasiedli do stołu, że takie chwile trzeba celebrować :) Niemniej wszystko się udało, myślę, że i gościom smakowało. Ja jestem naprawdę zadowolona z tego, jak to wszystko wyszło. Natomiast Synek przeszczęśliwy z racji odwiedzin Dziadków, Wujostwa, ciotecznego Rodzeństwa, prezentów bez liku i wymarzonego tortu! A właśnie, tort zrobiła nasza znajoma, taka zdolna kobietka, że tylko chwalić.
A ja, w ramach podziękowań dla przybyłych Gości, własnoręcznie przygotowałam prezencik w postaci kwiatuszków, które sama wyhodowałam :) Niebieską bibułkę i białą wstążkę wybrałam pod wpływem chwili, a później, aż sama się do siebie uśmiechnęłam, kiedy okazało się, że znajoma zrobiła na torcie róże w podobnym kolorze :) A przy różyczkach takie "spiczaste" listki jak te w moich kwiatkach :) Stworzył się komplecik :)
Docelowo słowo "dziękuję" miało być wyhaftowane, ale zabrakło czasu. Myślę, że to "dziękuję" pisane odręcznie także nieźle wygląda.
Ojej, rozpisałam się jak szalona, ale tyle chciałoby się opowiedzieć. Na dziś jednak chyba wystarczy :)
Dodam tylko jeszcze, że dziś dotarła do mnie paczuszka od Ewy, a tam same cuda, ale o tym już następnym razem :p
Pozdrawiam cieplutko!
Ps: Przepraszam Was za ten ogrom zdjęć. Ja rozumiem, że te wklejanie tysiąca zdjęć, może być irytujące. Może znacie jakiś dobry i łatwy w obsłudze program do tworzenia kolarzy czy łączenia kilku zdjęć w jedno?
Cudowne wrażenia! Uwielbiam dużą ilość zdjęć - one też niosą ze sobą moc emocji! Mój weekend też był niesamowicie atrakcyjny, chociaż nie ruszałam się z domu, a nawet jego część spędziłam w pracy :) Życzę teraz samych pięknych chwil w nadchodzącym tygodniu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu i wzajemnie :) Do zobaczenia jutro na "Spotkaniach...."
UsuńBrawo Aniu.Wspaniale poradziłaś sobie z urodzinkami Piotrusia.Tort cudowny.Twoje prezenciki dla gości zachwycające.Kwiaty w doniczkach,czyżby własnej hodowli?Taki zwyczaj obdarowywania gości za przybycie na imprezę panuje w Holandii,czy widziałaś o tym?
OdpowiedzUsuńKwiatuszki jak najbardziej hodowane, przesadzone i zrobione moją rączką :) Ze zwyczajem obdarowywania gości spotkałam się przy weselach - raz były to czekoladki ze zdjęciem młodej pary, raz aniołki, raz "małpki" z alkoholem. Nie wiedziałam, że zwyczaj pochodzi z Holandii. Ja, jak to ja, tak całkiem spontanicznie wpadłam na pomysł z kwiatuszkami, stąd nie było czasu na wyszycie słowa "dziękuję".
Usuńłooo pryyyy szalona XD, ależ się zapędziłaś, ale fajnie się czytało tego posta, XD wyczułam że robiony w pośpiechu ale takie są najfajniejsze XD. Tort aż ślinka leci od samego patrzenia. A co to za kwiatek? Lubi ciemne pomieszczeni? Bo szukam jakiś ciemnolubnych kwiatków.
OdpowiedzUsuńNo fakt nieco się zagalopowałam hehe. Chciałam dużo napisać, wkleiłam tysiąc zdjęć a nie chciałam z kolei, żebyście tu pozasypiali :) Nazwy kwiatka nie znam, ale ciemniejsze pomieszczenia także lubi. Podobny jest do tego nazywanego pospolicie "języki teściowej" (fachowo sansewieria gwinejska), tylko ten ma krótkie liście, może jakaś odmiana?
UsuńCzyli imprezka odwalona i aby do świąt...;p
OdpowiedzUsuńOj tam, po drodze jeszcze parę okazji się znajdzie :)
Usuńtort niesamowity!
OdpowiedzUsuńI tak też smakował - śmietankowy, a w środku owocki sezonowe pycha :)
UsuńPiękne zdjęcia, wspomnienia też na pewno świetnie:)
OdpowiedzUsuńW końcu życie składa się z takich drobnych chwil, a zdjęcie to tylko początek historii :)
UsuńTort superowy :-)
OdpowiedzUsuńTorcik prześliczny i wygląda bardzo smakowicie :)
OdpowiedzUsuńTorcik ze Złomkiem jest fantastyczny :)
OdpowiedzUsuń